MOWA KORPORACYJNA – ZŁO KONIECZNE CZY NIEKONIECZNIE?

korpomowa, korpożargon a może korpobełkot

 

Korpomowa, korpożargon a może korpobełkot?

Ratunkuuu…!!! Język polski jest przesiąknięty anglicyzmami!

 

CO TO JEST KORPOMOWA?

 

Korpomowa to nic innego jak socjolekt, czyli odmiana języka ściśle związana z jakąś grupą społeczną, która jej używa. To żargon branżowy powstały w wyniku pomieszania języka polskiego i angielskiego. Swego rodzaju język specjalistyczny, jakim posługują się osoby pracujące w korporacjach, czyli firmach o międzynarodowym zasięgu. Innymi słowy to odrębne słownictwo, specyficzny zasób słów powstały z zapożyczenia, a następnie zniekształcenia form wyrazów z języka angielskiego.

Stąd też  korpomowa składnią przypomina język polski, ale brzmi nieco po ”hamerykańsku”!

Co więcej, zapewne, to stąd wzięło się również określenie tej nowomowy, jako:

– korposlang – dla ludzi spoza korporacyjnego świata korpomowa to język kompletnie niezrozumiały, brzmi jak swoisty bełkot;

– ponglish – dziwaczny miks języka polskiego i angielskiego, spolszczony język angielski.

 

PRZYKŁADY KORPOMOWY – MÓWIONEJ

 

Zresztą najlepiej sam zobacz kilka przykładów korpomowy, które można usłyszeń w korporacyjnych biurach:

  • Nie zapomnij sabmitować twojego tajmszita! Plis… – (ang.) to submit your timesheet – przesłać swoją kartę pracy (cotygodniowe zestawienie godzin pracy obrazujące czas poświęcony przez pracownika na określony projekt czy też zadanie); (ang.) please – proszę
  • Jeju! Jak głośno na tym ołpenspejsie! – (ang.) openspace [dosł. otwarty kosmos] – przestrzeń biurowa, w której usytuowane są liczne stanowiska pracy ograniczone jedynie lichymi ściankami działowymi.
  • Ehh znowu zapomniałem badża… – (ang.) badge – zapomnieć karty, identyfikatora umożliwiającego wejście do biura.
  • Marnie płacą, ale przynajmniej mamy jakieś benefity! – (ang.) benefit(s) – dodatkowe świadczenia pracownicze takie jak np. prywatna opieka medyczna, ubezpieczenie na życie, dofinansowanie do posiłków.
  • Zaczekaj! Sfołarduję szybciutko mejla od Marka i pójdziemy na kawkę. – (ang.) forward an e-mail – przesłać dalej wiadomość e-mailową. Poprawny zapis tego czasownika w języku polskim to: forwardować.
  • Ludzie! Ileż można czekać na tego apruwala?! – (ang.) approval – zgoda, czekanie na wydanie zgody przez przełożonego / klienta.
  • Uwielbiam te jej fidbaki! Nic tylko wieczne pretensje. – (ang.) feedback – reakcja, opinia.
  • Kurcze podziwiam Cię! Doprawdy nie wiem, jak Ty sobie radzisz z tymi ciągłymi rikłestami od timu. – (ang.) request – prośba, wniosek, (żądanie); (ang.) team – zespół.
  • Ależ ja nie lubię tych asesmentów! – (ang.) assessment – ocena; np. assessment center, czyli spotkanie (może ich też być kilka), podczas którego oceniane są umiejętności danego pracownika; słowo assessment często (niesłusznie!) jest stosowane zamiennie z (ang.) test – sprawdzian, egzamin, test.
  • Jolka pamiętasz, że w przyszłym tygodniu mamy iwent? No wiesz, dzień sportu czy jakoś tak… – (ang.) event – specjalne wydarzenie, impreza organizowana w jakimś określonym celu.
  • Sorki za spóźnienie, ale zniknęła mi opcja wdzwaniania się na kola. Normalnie przez Skajpa mogłam się dżojnować. – (ang.) call – wideokonferencja przez Skype’a lub po prostu rozmowa telefoniczna w sprawach służbowych; (ang.) to join – przyłączyć się, połączyć się.
  • Wysyłam rimajnder za rimajnderem, a robota i tak nadal nie zrobiona. Ileż można?! – (ang.) reminder – przypomnienie.
  • Od następnego poniedziałku jestem ooo 🙂 No wiesz na holideju. Jakbyś czegoś potrzebowała, to kontaktuj się z Kaśką – ona będzie moim bekapem. – (ang.) ooo, czyli out of office – poza biurem, nieobecny; (ang.) holiday – wakacje, urlop; (ang.) backup – wsparcie, kopia zapasowa (w sensie: będzie osobą, która przejmie moje obowiązki i podczas mojej nieobecności będzie mnie zastępować).
  • Natalia wiem, że jesteś bizi, ale musisz mi pomóc. Dedlajn na oddanie dokumentacji się zbliża, a ja jestem totalnie ołwerlołdyd 🙁 Naprawdę potrzebuję Twojego saportu! – (ang.) busy – zajęty/a; (ang.) deadline – termin, czas, w którym należy coś zrobić; (ang.) overload – przeciążać, overloaded – przeciążony/a; (ang.) support [czyta się bez ”r”] – wsparcie.
  • Pani Aniu informuję, że sala zabukowana [a jak widać na poniższym zdjęciu może być nawet zabookowana 😉 ] – (ang.) to book a ticket / (hotel) room etc. – zarezerwować bilet / pokój w hotelu / salę etc.

 

Korpomowa - bookuje

 

KORPOMOWA MÓWIONA A PISANA

 

A propos, przedstawione powyżej przykłady prezentują raczej to, co można usłyszeć w korporacyjnych przestrzeniach. W pisowni, co widać na powyżej załączonym zdjęciu, prędzej znajdzie się zapis będący zlepkiem angielskiego ”rdzenia” danego słowa i końcówki polskobrzmiącej, albo po prostu angielskiego słowa.

I tak na korytarzu, w kuchni, w toalecie 😉 usłyszysz:

  • Natalia wiem, że jesteś bizi, ale musisz mi pomóc. Dedlajn na oddanie dokumentacji się zbliża, a ja jestem totalnie ołwerlołdyd 🙁 Naprawdę potrzebuję Twojego saportu!

W e-mailach, na Skype’ie zobaczysz:

  • Natalia wiem, że jesteś busy, ale musisz mi pomóc. Deadline na oddanie dokumentacji się zbliża, a ja jestem totalnie overloaded 🙁 Naprawdę potrzebuję Twojego supportu!

 

UROKI KORPORACJI

 

Brzmi dziwacznie, co?

Ale cóż począć!

Korporacje mają zasięg globalny, ich siedziby, a zatem i pracownicy rozsiani są praktycznie po całym świecie, a to z kolei wymusza na nich wykonywanie pracy, nierzadko, w kilku językach jednocześnie.

I tu pojawia się problem. Skąd wziąć naraz aż tylu poliglotów?!

Bo w końcu, by dobrze wykonywać swoją pracę, trzeba się jakoś dogadać!

No właśnie, ale ”jakoś” nie koniecznie musi znaczyć dobrze… i o tym właśnie będzie za chwilę.

 

JAKI JEST JĘZYK KOMUNIKACJI W KORPORACJACH?

 

Zanim jednak przejdziemy do sedna sprawy, warto jeszcze przyjrzeć się bliżej kwestii komunikowania się pracowników korporacji zlokalizowanych w nieanglojęzycznych krajach, czyli np. Polsce.

Gdy pytam:

Jaki jest język komunikacji w korporacjach?”,

najczęściej pada odpowiedź, że… język angielski.

No bo i jakże mogłoby być inaczej?!. Przecież to oczywista oczywistość!

A jednak, i tu pewnie Cię zaskoczę, nie do końca tak jest.

Otóż pracownicy korporacji komunikują się na co dzień nie jednym a (co najmniej) aż trzema językami.

Po pierwsze, swoim językiem rodzimym, czyli z reguły takim, jaki obowiązuje w kraju, w którym przedsiębiorstwo ma założony swój oddział.

Po drugie, językiem angielskim, w którym zwykle wykonuje się pracę w korporacji.

I po trzecie, właśnie tytułową korpomową, zwaną też językiem korporacyjnym, gdyż składa się ze słów i zwrotów derywowanych (powstałych na bazie słów) z języka angielskiego.

Teraz pewnie chciałbyś zapytać:

No dobrze, a dlaczego są aż trzy języki komunikacji w korporacji? Nie dałoby się prościej?!

Czy nie można narzucić pracownikom używania tylko i wyłącznie jednego z nich?

A pewnie, że można! Tyle tylko, że to nie ma najmniejszego sensu.

Bo nie sposób pracować w Polsce i zupełnie zapomnieć o języku polskim, skoro w biurze jest pełno Polaków.

Poza tym język angielski, bez względu na to czy tego chcemy, czy nie, jest najczęściej używanym językiem w kontaktach międzynarodowych, w tym biznesowych i pracując w międzynarodowej firmie nie unikniemy z nim kontaktu.

A co za tym idzie nie ma się co dziwić, że opanowanie korpomowy to dla Polaków niestety (a może stety?) naturalna kolej rzeczy, a dla co poniektórych nawet i wybawienie.

 

MOWA KORPORACYJNA – ZŁO KONIECZNE CZY NIEKONIECZNIE?

 

Są też i tacy, których korpożargon drażni, zwłaszcza gdy nie rozumieją zasadności jego użycia.

I choć nie jestem językowym purystą, zwyczajnie nie widzę potrzeby używania makaronizmów w sytuacjach, kiedy w języku polskim mamy słowo będące odpowiednikiem słowa angielskiego.

Na przykład:

Zamiast mówić:

„Ojj, nie mogę teraz iść na przerwę, bo zaraz mam miting, a potem kola.”

czy nie prościej powiedzieć:

„Ojj, teraz nie dam rady. Za moment mam spotkanie, a zaraz po nim jestem umówiona na rozmowę telefoniczną.”

Hmm… no właśnie, jak sam widzisz, prościej to raczej nie jest, ale na pewno ładniej, bo bardziej naturalnie brzmi po polsku.

I tu dochodzimy do sedna sprawy.

Dzięki własnemu słownictwu pracownicy korporacji sprawniej komunikują się ze sobą.

Ale uwaga!

To wcale nie oznacza, że w żargonie korporacyjnym chodzi tylko i wyłącznie o pragmatyzm, usprawnienie komunikacji.

 

KORPOMOWA TO TYLKO (AŻ) PRAGMATYZM?

 

Osobiście dopatruję się jeszcze drugiego dna.

Zmory obecnych czasów: szpanu i wygodnictwa.

Szpan w wydaniu pracowników korporacji, to nic innego, jak nieodparta chęć pokazania swojej pseudo kompetencji, poprzez nadawanie wypowiedzi niby bardziej profesjonalnego charakteru, bo z anglojęzycznym brzmieniem.

A przecież takie zachowanie jest najbardziej charakterystyczne dla osób, które mają niskie poczucie własnej wartości, a i z kompetencją (zwłaszcza językową) też jest niejednokrotnie u nich na bakier.

Poza tym, są i tacy, którzy swoją ignorancją językową, rozkładają na łopatki.

No bo, jak można przez kilka lat siedzieć w ”korpo” (tak jak i za granicą) i nie opanować obcojęzycznego słownictwa chociażby ze swojej branży?!

A zatem czy naprawdę warto nadużywać korpomowy?

 

ZA CZY PRZECIW? UŻYWAĆ JĘZYKA KORPORACYJNEGO CZY NIE?

 

Tak czy siak, korpomowa to żargon biurowy, więc nawet się nie łudzę, że kiedyś zaniknie.

Niemniej jednak z natury szukam „plusów” i to zwłaszcza tam gdzie ich nie ma (w moim mniemaniu).

A ponieważ jestem mocno stąpającym po ziemi zwolennikiem „złotego środka”, więc nie będę ukrywać, że i w zastosowaniu biurowej korpomowy udało mi się znaleźć, uwaga!, aż dwa wyjątki, kiedy to nie tyle, że można posłużyć się mową korporacyjną, co nawet należy!

A mianowicie:

1. Gdy zechcesz z ironią odnieść się do absurdów „życia” korporacyjnego – a wierz mi jest ich co niemiara!

2. Przy tłumaczeniu tekstów specjalistycznych z języka angielskiego na język polski, gdy istnieje ryzyko utraty pierwotnego znaczenia słów czy zwrotów.

W takim przypadku korpomowa to swoiste wybawienie dla niejednego tłumacza, a więc dlaczego nie miałaby być i dla Ciebie?!

 

Artykuł Cię zainteresował, udostępnij go znajomym!

Masz ochotę coś od siebie dodać, skomentuj na blogu albo na LinkedIn.

GRATIS!

E-book ”Efektywna nauka języka”,

który podpowie Ci jak skutecznie i zarazem bezboleśnie nauczyć się języka obcego.

Efektywna nauka języka - ebook FRANG

 

8 komentarzy do “MOWA KORPORACYJNA – ZŁO KONIECZNE CZY NIEKONIECZNIE?

  1. Ewa Odpowiedz

    Pozwolę sobie dodać jeszcze dwa powody używania korpomowy, których osobiście nie znoszę…ale niestety też sama wpadłam w tę pułapkę, bo jest jak chwast, który wyrasta trochę bez naszej zgody i choć człowiek się stara, nie łatwo go wyplewić….

    1. Użycie korpomowy spowodowane używaniem angielskiego oprogramowania. „Przerabianie” za każdym razem angielskich zwrotów oznaczających polecenia w programach komputerowych jest nie lada wyczynem! Zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie pracował w polskiej wersji danego programu! A jednocześnie jest Polakiem i „myśli” najpierw po polsku….Dzieje się tak też często z powodu zupełnie niezrozumiałych tłumaczeń w obu wersjach programu i tu często wersja angielska jest bliższa inżynierowi – stąd też wybór jej użycia.

    Przykładowo: zamiast mówić: narysowałam oś\linię centralną wału – powiemy: narysowałam „alajment” (od ang. alignment – wyrównanie, osiowanie; zamiast: wykonałam przekrój poprzeczny – powiemy: narysowałam XS czyli „kros sekszion” (od and. cross section – przekrój), itd.

    2. Często używanie korpomowy to też efekt mimowolnego wbijania się do głowy często powtarzanych i kluczowych słów czy zwrotów w wyniku komunikacji z osobami anglojęzycznymi.

    I tak, później nie mówimy do współpracownika o rysunku nowego odcinka wału, ale o rysunku emabnkment-u czy bund-a; nie powiemy, że trzeba dorysować mały ciek, ale creek; itd. Tyle razy ktoś prosi o wykonanie pracy z użyciem tych słów, że mówiąc do siebie nawzajem, cytujemy jakby te prośby, używając spolszczonej wersji angielskich określeń.

    Jest to niesamowicie trudne, by skupiać się cały dzień na używaniu polskich słów i w miarę możliwości dbać o nasz piękny przecież język polski. Ale nie jest to niemożliwe:-)

    Kiedyś słuchałam mojej koleżanki i myślałam: jeju…naprawdę nie można tego powiedzieć „normalnie”??? Nic z tego nie rozumiem!!! – kiedy opowiadała o swojej pracy w amerykańskim korpo. Kiedy sama tego dotknęłam, teraz łapię się na tym, że opowiadając coś znajomym, muszę się niesamowicie kontrolować, żeby nie brzmieć tak samo dziwnie!

    Też nie jestem językowym purystą – lajkuję na fejsbuku, forłarduję maile i zostałam zmuszona by sabmitować tajmszita 🙁 Pewne rzeczy mnie śmieszą, dlatego ich używam, inne są po prostu „mało szkodliwe”. Ale kiedy słyszę, że ktoś ma „kola”, to naprawdę zaczynam się zastanawiać czy tak trudno jest po prostu odebrać telefon…??? 🙂

    Temat rzeka 🙂 Fantastyczny artykuł 🙂

    • Aleksandra Szczypczyk-Klimek Autor wpisuOdpowiedz

      Ewa bardzo dziękuję za ciepłe słowa, ale przede wszystkim za Twoje przemyślenia poparte bardzo trafnymi przykładami. Żyjemy szybko, każda chwila jest bezcenna i czy tego chcemy, czy też nie pragmatyzm bierze nad nami górę. I dobrze ułatwiajmy sobie życie, korzystajmy z wiedzy, którą posiadamy, ale tak jak wspomniałaś … po prostu odbierajmy telefon.

  2. Sylwia Odpowiedz

    Bardzo ciekawy i zabawny artykuł i również zabawny komentarz Ewy 🙂 Zawsze warto robić coś i mówić z uwagą, świadomością. Wiele osób funkcjonuje mało samoświadomie, a więc i często bezkrytycznie. Warto zastanowić się nad tym, czy po pracy przejść na język ojczysty? Dopisuję się do prośby, żeby chodzić na spotkania i odbierać telefon 🙂 Wiem, że tworzenie eventów brzmi lepiej…bardziej poważnie, kompetentnie, ale odbijanie badża:)…? Pozdrawiam, bardzo ciekawy blog.

    • Aleksandra Szczypczyk-Klimek Autor wpisuOdpowiedz

      Sylwia ogromnie się cieszę, że artykuł przypadł Ci do gustu. Zgadzam się, że wspomniana przez Ciebie samoświadomość jest umiejętnością, którą warto posiąść i z której warto korzystać. Ale niestety nie każdemu jest bliska umiejętność refleksyjnego myślenia, bardziej wnikliwego i dojrzałego. A wracając do meritum sprawy tj. korpomowy, to myślę, że etap ”odbijania badża” mamy już za sobą… Serdecznie pozdrawiam 🙂

  3. Monika Odpowiedz

    Śmiałam się z korpomowy dopóki sama nie zaczęłam pracować w międzynarodowej fimie. Wszystkie narzędzia po angielsku, komunikacja z obcokrajowcami – wiadomo, więc po jakimś czasie pewne rzeczy i czynności sprawniej i łatwiej oddać po angielsku nawet w rozmowie po polsku. I przestałam widzieć w tym jakieś wielkie zło – język ostatecznie służy do sprawnej komunikacji. Osobiście nie znam nikogo, kto by uważał, że mówienie w ten sposób to szpan. Raczej wszyscy mają świadomość, że coś, co działa w pracy, poza nią jest śmieszne 🙂 Pomijając słowa, które nie mają w ogóle polskiego odpowiednika, jak np. startup.

    Słowa też trochę zmieniają znaczenie, kiedy Polak mówi, że był na meetingu to ma na myśli spotkanie biznesowe, a nie jakiekolwiek spotkanie. Call to rozmowa na odległość, ale niekoniecznie telefoniczna – jest skype, hangouty i inne narzędzia. A język polski jest szalenie plastyczny i chyba każde obce słowo jest w stanie przerobić do swoich reguł. Nawet Francuzi, stereotypowo przeczuleni na punkcie czystości języka, mają swoją korpomowę. Więc chyba się od tego nie ucieknie 😉

    • Aleksandra Szczypczyk-Klimek Autor wpisuOdpowiedz

      Monika jestem Ci ogromnie wdzięczna za Twoją opinie. Aż bije z niej Twoje osobiste doświadczenie, znajomość tematu.
      Co do Francuzów i ich dbałości językowej, to ciężko mi się z Tobą nie zgodzić. Sama nieraz miałam okazję widzieć ich w ”korpoakcji”, tj. omawianiu projektu z klientem częściowo po angielsku, częściowo po francusku. Co tu dużo pisać mieszanka językowa nie do powtórzenia 🙂 a szkoda!

  4. Kasia Odpowiedz

    Przyznam, że mnie raczej razi i śmieszy, ale też nigdy nie było mi dane pracować w korporacji, więc nie wiem jak sytuacja wygląda „od środka”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *