(…) nie czuję się w niczym wielką profesjonalistką – do wszystkich wykonywanych przez siebie zawodów dochodziłam przez nabywanie doświadczenia i podążając za intuicją.
Kobieta jakich mało! Uwielbiam jej podejście do życia – dystans z lekką nutką ironii, przy ogromie wiedzy i profesjonalizmu! A do tego jeszcze taka skromna, że na moje zaproszenie do udzielenia wywiadu na blogu odparła: ”(…) szczerze powiedziawszy nie czuję się w niczym wielką profesjonalistką – do wszystkich wykonywanych przez siebie zawodów dochodziłam przez nabywanie doświadczenia i podążając za intuicją”.
Przetłumaczyła na język polski i angielski ponad 70 pozycji książkowych, m.in. takie tytuły jak:
Opowieść Wigilijna – Karol Dickens
Modlitwa za Owena – John Irving
Papieski Maestro – Sir Gilbert Levine
Baśnie i legendy świata – Barbara Hayes, David Bateman
Warszawa przedwczorajsza. The Warsaw of Yesteryear – Olgierd Budrewicz
The Road to Truth. Authobiography – Lech Wałęsa
On Poland and Poles. A Historical Tale – Jarosław Krawczyk
Listy od Świętego Mikołaja – J.R.R. Tolkien. Tłumaczenie: Magda Iwińska, Hanna Paszkiewicz, Piotr Paszkiewicz
Gateway: Brama do gwiazd – Frederik Pohl. Tłumaczenie: Magdalena Iwińska, Piotr Paszkiewicz
Icons from Poland – Janina Kłosińska. Tłumaczenie: Magda Iwińska, Piotr Paszkiewicz
Od 1996 r. pracuje jako tłumacz na angielski, a także niekiedy na hiszpański, Prezydenta Lecha Wałęsy, z którym miała okazję spotkać chociażby Nancy Reagan, Prezydenta Georga Busha z małżonką, Prezydenta Jimmy Cartera, Prezydenta Billa Clintona, Prezydenta Baracka Obamę, Jego Świątobliwość XIV Dalajlamę, Michaiła Gorbaczowa, czy Sharon Stone lub Arnolda Schwarzeneggera.
Tłumaczyła ustnie m.in. Prezydentowi Lechowi Wałęsie podczas 12 Światowego Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, który odbył się 22-24 kwietnia 2012 roku w Chicago.
W gorących latach polskich przemian współpracowała jako tłumacz oraz „cicerone” z dziennikarzami najważniejszych tytułów prasowych USA i Wielkiej Brytanii (Wall Street Journal, Boston Globe, Independent).
Nie przedłużając już dłużej, bohaterką październikowego wywiadu ze specjalistą jest pani Magda Iwińska, doświadczony tłumacz ustny i pisemny oraz lektor języka angielskiego.
Część 1 wywiadu została poświęcona bliższemu poznaniu naszej bohaterki oraz tak bardzo intrygującej tematyce tłumaczeń.
TŁUMACZENIA USTNE I PISEMNE
Specyfika pracy tłumacza języka angielskiego.
Z pierwszej części wywiadu dowiesz się między innymi:
– jakie są rodzaje tłumaczeń ustnych i czym się różnią,
– jakie wyzwania stoją przed początkującym tłumaczem ustnym,
– czy z tłumaczeniem lepiej zgłosić się do biura tłumaczeń, czy bezpośrednio skontaktować się z tłumaczem,
– jaki słownik jest najlepszy,
– czy istnieją przypadki podważania tłumaczenia przez innych tłumaczy.
Myślę, że po tych kilku słowach wstępu, nie ma najmniejszej już potrzeby zachęcać Cię do przeczytania tego wyjątkowego wywiadu.
A zatem oddaje głos Pani Magdzie, która najpierw opowie nam kilka słów o sobie.
KILKA SŁÓW O SOBIE…
Jestem z wykształcenia iberystką (UW), choć pracuję głównie z językiem angielskim – mam z nim dużo więcej kontaktu. Po drodze zdążyłam także uczyć języka, oraz pracować przez prawie dziesięć lat jako prezenterka-dziennikarka, głównie programów katolickich w TVP oraz w katolickiej Telewizji Niepokalanów.
Całe życie starałam się uprawiać różne sporty – narciarstwo, tenis – lubię też taniec, ostatnio skupiając się głównie na tangu argentyńskim, a z braku partnera do innego rodzaju tańców – na zumbie.
Pierwsze kroki w tłumaczeniu stawiałam jeszcze jako nastolatka, kiedy musiałam tłumaczyć rozmowy moich angielskich przyjaciół polskiej rodzinie i znajomym.
Pierwszych korepetycji z angielskiego udzielałam jeszcze w liceum, choć dzisiaj wiem, że była to duża nieodpowiedzialność przy tamtym stanie mojej wiedzy.
Moje nazwisko jako tłumacza znane jest dość dobrze w Instytucie Sztuki PAN, z którym współpracuję w zasadzie od początku swojej pracy tłumacza pisemnego. Gdyby zatem mówić o specjalizacji, to chyba sztuka, historia sztuki.
Tłumaczyłam też wiele wystaw Muzeum Literatury, dla którego zaczęłam nawet tłumaczyć wiersze – jestem dumna ze swoich przekładów Gałczyńskiego.
Podejmuję się każdego zadania – jako wolny strzelec staram się nie odmawiać, ale najbliższa memu sercu jest literatura i wszelka humanistyka.
Ulubione słowo albo zwrot po angielsku…
‘’In due course’’ /w odpowiednim czasie/ – może ze względów sentymentalnych.
Słowo angielskie, które nadal mam problem wymówić…
Nie przychodzi mi żadne do głowy.
/czemu mnie to nie dziwi 🙂 Pani Magda to jedyny lektor języka angielskiego, a znam wielu, który konsekwentnie poprawia błędną wymowę swoich uczniów. Zdarzało się, że na zajęciach nie byliśmy w stanie wymówić nawet jednego pełnego zdania po angielsku, żeby Pani Magda nie skorygowała tego czy owego w naszej wypowiedzi! Istna masakra, ale za to jakie później były efekty!/
W Ameryce i Amerykanach najbardziej podobają mi się…
…krajobrazy, jeśli podróżować po niej jako turysta i bezpośredniość Amerykanów, choć zdecydowanie wolę klimaty brytyjskie.
Najtrudniejsze zlecenie językowe, jakie mi się przytrafiło…
CV pracowników firmy hydrotechnicznej, których specjalizacje to prawdziwe spektrum mechaników, konstruktorów, budowlańców, inżynierów, elektryków i paru innych, z których każdy zajmował się innym aspektem projektu, więc wymiękłam przy „poszurach”, ”ponurach”, czy „cofkach”.
/uroki tłumaczeń specjalistycznych…/
Moja przygoda z językiem angielskim zaczęła się…
…bardzo wcześnie – już jako przedszkolak miałam prywatne lekcje angielskiego, co w tamtych czasach (lata 60. ubiegłego wieku) świadczyło o wielkiej dalekowzroczności moich rodziców. A ja z kolei chciałam w tym wieku zostać aktorką, uznałam więc, że sławne są tylko amerykańskie, dlatego język będzie mi potrzebny.
Warto uczyć się języka angielskiego, bo…
dzięki temu naprawdę można porozumieć się z ludźmi w różnych zakątkach świata.
Co do łatwości nauki języka – prawidłowość jest (…), że każdy kolejny język wydaje nam się łatwiejszy, bo chyba po prostu poznając kolejny, poznajemy system uczenia się języka.
Oprócz języka angielskiego znam jeszcze język…
Zawsze lubiłam uczyć się języków – najwcześniej, po angielskim, urzekł mnie francuski. Poznałam go na tyle, że potrafiłam czytać Prousta, a Mały Książę i Edith Piaff w oryginale to były niemal moje Biblie.
Z mówieniem radzę sobie znacznie gorzej, choć ostatnio w czasie wizyty Prezydenta Wałęsy w Gabonie tłumaczyłam tam jego nieoficjalne rozmowy na francuski.
W liceum zaczęłam się też uczyć hiszpańskiego, choć poznałam go dobrze dopiero na studiach. Brakuje mi jednak dostatecznej swobody, a to dlatego, że miałam za mało okazji przebywać w kraju hiszpańskojęzycznym.
Uczyłam się także rosyjskiego, który był w moich czasach językiem obowiązkowym i na koniec liceum potrafiłam się posługiwać nim swobodnie przy poruszaniu nawet skomplikowanych tematów. Z nim jednak nastąpił w moim umyśle dość szczególny proces – w rok po maturze okazało się bowiem, że jakimś spotkanym przypadkowo turystom nie byłam w stanie po rosyjsku odpowiedzieć nawet jednym zdaniem. Myślę, że to przypadek typowego „wyparcia”.
Co do łatwości nauki języka – prawidłowość jest chyba taka, że każdy kolejny język wydaje nam się łatwiejszy, bo chyba po prostu poznając kolejny, poznajemy system uczenia się języka.
Spośród nauczyciela, wykładowcy, tłumacz ustnego i tłumacza pisemnego najbardziej lubię wykonywać zawód…
Chyba najbardziej lubię tłumaczenia ustne – to za każdym razem wielka przygoda, inni ludzie, inne sytuacje – bardzo się w nie angażuję, jest to twórcze, sporo się dzieje.
Tłumaczenie pisemne ma również swoje zalety – mogę je wykonywać w dowolnym czasie, np. w nocy, kiedy dzieci spały, lub wcześnie rano, zanim wstały. Te tłumaczenia potrafią jednak być żmudne, zwłaszcza, gdy wymagają wiele sprawdzania. Kiedy jednak tłumaczy się poezję, to miła twórczość.
Na tej liście uczenie wymieniam na końcu, ale to chyba „last but not least” /czyli, ostatni, lecz nie mniej ważny/– bardzo lubię interakcję z ludźmi, zwłaszcza jeśli potrafią skorzystać z tego, co chcę im przekazać. Bo ja w ogóle lubię ludzi i jestem ich bardzo ciekawa.
OKIEM TŁUMACZA – USTNEGO I PISEMNEGO
Czy z tłumaczeniem lepiej zgłosić się do biura tłumaczeń, czy bezpośrednio skontaktować się z tłumaczem?
Jeśli znamy polecanego przez kogoś tłumacza z danej dziedziny, na pewno lepiej skontaktować się bezpośrednio z tłumaczem – biuro tłumaczeń może dostarczyć nam tłumaczenie w danej dziedzinie przypadkowej jakości.
Jaki słownik jest najlepszy?
Ja na bieżąco korzystam z Wielkiego Słownika PWN-Oxford, ale naturalnie nie zawiera on wszystkich technicyzmów i te trzeba sprawdzać w jakiś inny sposób.
Ja swojego emploi uczyłam się na własnym doświadczeniu i kierując się intuicją.
Którą placówkę lub szkołę poleciłaby Pani ukończyć aspirującemu kandydatowi na tłumacza?
Czy w ogóle warto iść do takiej szkoły?
Ja swojego emploi /profesji, czyt. [ɑ̃plwa]/ uczyłam się na własnym doświadczeniu i kierując się intuicją.
Nie znam współcześnie kształcących tłumacza instytucji, nie mogę zatem niczego polecać.
Załóżmy, że tłumacz przetłumaczył książkę w sposób, jaki robi to od zawsze – w jego mniemaniu doskonały.
Czy to, co przetłumaczył i oddał do wydawnictwa jest ostateczną wersją przekazywaną do druku?
Czy jeszcze jakaś osoba sprawdza jego pracę?
W każdym porządnym wydawnictwie od zawsze był i być powinien redaktor, który czyta tekst pod kątem merytorycznym, korygując jego poprawność językową, czy zgodność z oryginałem.
Czasem – jeśli pozycja jest bardzo specjalistyczna – mamy nawet redaktora technicznego.
Potem zostaje warstwa językowa i za tę odpowiedzialny jest korektor.
Mówię teraz jednak o dawnych dobrych standardach szanowanych wydawnictw. Teraz często jednak w nowopowstałych wydawnictwach nie zawsze tak się dzieje – a szkoda, bo każdemu tekstowi przydaje się „drugie oko”.
(…) niekiedy parskam zdrowym śmiechem (…)
Czy istnieją przypadki podważania tłumaczenia przez innych tłumaczy?
Mam na myśli sytuację, gdy inny tłumacz przeczytał książkę w oryginale i po przeczytaniu tłumaczenia nie zgadza się z nim.
Ja się z czymś takim nie spotkałam. Ale oczywiście są teksty, które kolejni tłumacze cyzelują, uznając, że ich poprzednicy nie zrobili tego doskonale. Najlepszym przykładem kolejne przekłady Biblii, czy Szekspira.
Choć czasem słucham telewizji i mając do porównania język oryginału (filmu) i wersję polską, niekiedy parskam zdrowym śmiechem, słysząc np. „Daj mi rękę!” (mówi pani wieszająca ozdoby na choince do stojącego obok pana), a oryginał brzmi: „Give me a hand”! /czyli ”Pomóż mi!”/
Jaka książka była najtrudniejsza do przetłumaczenia?
Chyba o stylowych meblach – dodatkowym utrudnieniem był fakt, ze tłumaczyliśmy z angielskiego [wraz z Piotrem Paszkiewiczem], który został przetłumaczony z hiszpańskiego – tłumaczenie dobre, ale niedoskonałe.
Na szczęście, dzięki mojej znajomości hiszpańskiego, mogłam także konsultować oryginał, co wiele pomogło.
(…) nie ma recepty na to, jak tłumaczyć „myśli”, a nie „słowa” – to już jest pewien dar, jaki człowiek ma lub nie ma. W końcu nie każdy musi być tłumaczem?!
O ile przemówienia np. w Parlamencie Europejskim tłumacze (podobno) dostają z wyprzedzeniem, o tyle ciężko sobie wyobrazić, by otrzymywali dialogi, czy dyskusje przywódców państw przed „imprezą”.
Czy tłumacze są w stanie wszystko na bieżąco przełożyć?
Jak tłumaczyć myśli, a nie słowa?
Bo pewnie jak to w polityce, myślę jedno, mówię drugie, robię trzecie 🙂
Obawiam się, że nie ma recepty na to, jak tłumaczyć „myśli”, a nie „słowa” – to już jest pewien dar, jaki człowiek ma lub nie ma. W końcu nie każdy musi być tłumaczem?!
(…) czasem gdzieś się coś gubi, ale nie powinno!
Czy tłumacze są w stanie wszystko na bieżąco przełożyć?
Dobry tłumacz kabinowy to robi. Nie zawsze dysponuje kopią wystąpienia.
Myślę, że wystąpienia mówione są prostsze do tłumaczenia, niż czytane, gdyż frazy zapisane są przeważnie dłuższe i bardziej skomplikowane.
Jasne, że czasem gdzieś się coś gubi, ale nie powinno!
Moim dramatycznym doświadczeniem było tłumaczenie szeptane do jednego ucha, więc nie poszło w świat – chodzi o wystąpienia Billa Clintona na Szczycie Noblistów w Chicago. Przyznaję się szczerze, że retoryczne figury, jakie ze swadą stosował, były tak skomplikowane, że pozostawiły mnie bezradną.
(…) zasady „higieny” każą się tłumaczom w kabinie wymieniać, co kwadrans.
Jakie są rodzaje tłumaczeń ustnych?
W którym się Pani specjalizuje? I które jest najtrudniejsze?
Można tłumaczyć albo konsekutywnie (czasem nazywa się tę formę tłumaczeniem konferencyjnym), czyli – kwestia po kwestii, albo symultanicznie (jednocześnie). Ta druga metoda wymaga jednak odpowiedniego sprzętu – kabiny dla tłumacza, gdzie tłumacz w słuchawkach słyszy tekst, który jednocześnie przedkłada na inny język, by słuchacze mogli w swoich słuchawkach usłyszeć niemal jednocześnie z mówcą zrozumiałą dla siebie wersję językową wypowiedzi.
Tłumaczenie symultaniczne jest zajęciem wymagającym ogromnej koncentracji – do tego stopnia, że zasady „higieny” każą się tłumaczom w kabinie wymieniać, co kwadrans. W każdej kabinie pracuje zatem na zmianę dwóch tłumaczy.
Lubię obie formy tłumaczenia słowa żywego, aczkolwiek w kabinie jest mi o tyle łatwiej, że nie trzeba zapamiętywać przekazanej treści, gdyż tłumaczy się ją na bieżąco.
W tłumaczeniu konsekutywnym tłumacz często notuje sobie wypowiedź mówcy, gdyż czasem trudno ją zapamiętać ze wszystkimi szczegółami, a jeśli przypadkiem tłumaczyło się ś.p. Prof. Bartoszewskiego, którego jedno zdanie zajmowało cały akapit? Nie było łatwo.
I gdyby ktoś mnie przy tej okazji spytał, jakie mam najbardziej przykre doświadczenie w tłumaczeniu słowa żywego, to sytuacja, kiedy nagle zostałam wezwana, by coś publicznie przetłumaczyć, a nie mogłam w tym momencie sięgnąć do kartki i ołówka, i kiedy mówca skończył, zdałam sobie – ku memu przerażeniu – sprawę, że nic nie pamiętam z tego, co powiedział!
Bijąc się w piersi – bo w moim zawodzie takie postępowanie nie jest etyczne – przyznam się, że zmyśliłam kilka słów jego rzekomej wypowiedzi.
Jakie wyzwania stoją przed początkującym tłumaczem ustnym?
Konieczność zdobycia wprawy, obycia się z zawodem, zwłaszcza gdyby działalność wiązała się z wystąpieniami publicznymi.
Wykonanie paru ćwiczeń szczęką i ustami w ramach rozgrzewki (…) to też dobry pomysł.
W jaki sposób tłumacz przygotowuje się do tłumaczenia ustnego?
Każdy tłumacz stara się przygotować, jeśli wie, o czym dane tłumaczenie będzie – czasem ma do dyspozycji materiały konferencyjne, wychwytuje wówczas specyficzne określenia, terminy…
Trudno się przygotowywać, jeśli ma być mowa o tematyce ogólnej – wtedy musi się po prostu dobrze skupiać, żeby właściwie słowa najszybciej przychodziły na język.
Gdy tłumacz ma do dyspozycji tekst wystąpienia mówcy (w języku, w którym zostanie wygłoszone), najczęściej tłumaczy je a vista, może uprzednio zaznaczywszy sobie miejsca, z którymi mógłby mieć kłopot. Przynajmniej ja tak robię.
Wykonanie paru ćwiczeń szczęką i ustami w ramach rozgrzewki – dokładnie takich, jakie robi spiker przed wejściem na wizję – to też dobry pomysł.
Jeśli zaś chodzi o tłumaczenie Prezydenta Wałęsy – na pewno pomaga mi fakt, że współpracujemy od wielu lat, ale rutyna wszystkiego nie rozwiązuje. Prezydent słynie z dowcipnych sformułowań, co często wymaga szybkiej i zręcznej reakcji. To ostatnie jak dotychczas mi się udawało – słuchacze często komentują, że „doskonale oddaję poczucie humoru” Prezydenta. Mam nadzieję, że to nie pusty komplement.
Jak to jest tłumaczyć i uczestniczyć w spotkaniu na szczycie?
To znaczy pracować dla takich sław jak np. Lech Wałęsa?
Z każdą sytuacją trzeba się oswoić. Myślę, że miałam w karierze okazję tłumaczyć różnym sławom, ale kiedy na pierwszym wyjeździe z Prezydentem Lechem Wałęsą (w 1996 r., czyli już po zakończeniu prezydentury) do Stanów Zjednoczonych uczestniczyłam jako tłumacz w spotkaniu z Nancy Reagan, rodziną Bushów i urzędującym prezydentem Billem Clintonem, to potem już chyba nic nie było w stanie wywrzeć na mnie większego wrażenie. Niestety, nie miałam okazji tłumaczyć podczas wizyty Prezydenta Lecha Wałęsy u królowej brytyjskiej.
Jak ze wszystkim, trzeba nabrać wprawy – oswoić się na przykład z liczącą kilka tysięcy osób publicznością (bo i takie sytuacje się mi zdarzały).
Czy po tylu latach pracy w branży ta praca jeszcze ”kręci”?
Kręci bardzo – każda nowa książka, nowe zlecenie to wyzwanie, ale miłe, zwłaszcza, jeśli zahacza o humanistykę.
Tłumaczenia techniczne to dla mnie bardziej przykra konieczność.
Tłumaczenia ustne też za każdym razem stwarzają sytuację z adrenaliną.
Czy może się Pani jeszcze czegoś nowego nauczyć?
Uczyć trzeba się nieustannie, np. porównując swoją pracę z pracą innych tłumaczy, chociażby ustnych.
Co doradziłaby Pani początkującemu tłumaczowi?
Żeby strasznie uważać na kalki językowe – uświadamiać sobie, jakie formy językowe są typowe dla angielskiego, jakie dla polskiego.
Wyczuwam np., niewprawność tłumacza, gdy po polsku nadużywa form strony biernej, po angielsku rzeczowników, zamiast czasowników, albo zapomina, że w polskim nie ma wymogu następstwa czasów i np. tłumaczy z angielskiego: „powiedziała, że siedział” – zamiast „powiedziała, że siedzi”.
Więcej informacji o Pani Magdzie znajdziesz w kolejnej części wywiadu.
Chciałbyś nawiązać kontakt z Panią Magdą, napisz do mnie, a ja przekażę jej Twoją wiadomość.
***
Spodobał Ci się artykuł, udostępnij go znajomym!
Bądź na bieżąco z kolejnymi artykułami i wskazówkami dotyczącymi praktycznej nauki języków obcych:
– zapisz się na newslettera (otrzymasz dostęp m.in. do e-booka ”Efektywna nauka języka”);
– obserwuj bloga FRANG na Facebooku, Twitterze lub Google+.
Tymczasem już teraz zapraszam Cię na część 2 wywiadu „Okiem lektora – nauczyciela języka angielskiego”, z której dowiesz się:
– kiedy jest odpowiedni czas, by zacząć naukę języka obcego,
– co motywuje dzieci i dorosłych do nauki języka angielskiego,
– jaką przewagę ma (o ile w ogóle) lektor nad native speakerem,
– jakie słowa, zwroty po angielsku sprawiają najwięcej trudności,
– który akcent jest łatwiejszy do opanowania – brytyjski czy amerykański,
– czy zajęcia z native speakerem są dobre dla każdego,
– kto się najszybciej uczy i z czego to wynika.